niedziela, 4 stycznia 2015

hermina

"popychany przez tłum znalazłem się przy stoliku obok bufetu,ładna blada dziewczyna siedziała tam na ławce przy ścianie, w lekkiej,głęboko wyciętej sukience ze zwiędłym kwiatem we włosach. Widząc,że się zbliżam,dziewczyna spojrzała na mnie z uwagą i przyjaźnie, po czym uśmiechając się posunęła się trochę na bok,żeby mi zrobić miejsce. -Czy można? Zapytałem i usiadłem obok niej. -Oczywiście,że możesz-powiedziała. A kim ty właściwie jesteś? -Dziękuję-powiedziałem-nie mogę absolutnie iść do domu, nie mogę,chcę tu zostać,przy pani jeśli pani pozwoli. Nie,nie mogę iść do domu. Skinęła głową, jakby mnie rozumiała,a podczas tego ruchu obserwowałem loczek, który z czoła spadał jej koło ucha;spostrzegłem też,że zwiędły kwiat był kamelią. Z tamtej sali grzmiała muzyka,przy bufecie kelnerki spiesznie wykrzykiwały zamówienia.-No, to zostań tutaj-powiedziała tonem,który sprawił mi ulgę. (...) Przetarła mi okulary, teraz dopiero zobaczyłem ją dokładnie, bladą wyrazistą twarz,usta uszminkowane krwistą czerwienią,jasne szare oczy,gładkie chłodne czoło i krótki, mocno skręcony loczek nad uchem. Poczciwie i trochę kpiąco zajęła się moją osobą,zamówiła wino, trąciła się ze mną kieliszkiem,przy czym zerknęła w dół na moje buty. -O mój Boże,gdzieżeś ty był, wyglądasz jakbyś piechotą przyszedł z Paryża. (...) Zamówiła kanapkę i kazała mi jeść,nalała mi wina i kazała mi pić,ale nie za szybko. Potem pochwaliła mnie za posłuszeństwo."
[h.hesse-wilk stepowy]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz