Przede wszystkim nie odzywać się więcej do M. ani do S. ani do T. trzeba się szanować. kobieta nigdy nie powinna odzywać się [pierwsza] do chłopców, którym:
a) okazała nadmiar uczucia (wyznała miłość)
b) pozwoliła na za dużo
tacy nigdy się pierwsi nie odzywają,bo mają cię na czarnej liście,czyli prawdopodobnie,w ogóle o tobie nie myślą. zatem,jeżeli nie chcesz się pogrążać, radzę przyjąć postawę obojętnego milczenia.
Mam taki problem-otaczają mnie męczennicy. Przychodzą do mnie ze wszystkimi bolączkami tego świata,jakbym mogła im pomóc. A do tego,przyglądają się mojej dobrze granej niezależności i zawsze potrafią dosrać odpowiedni komentarz, który ciebie zwala z nóg,a dla nich jesteś skałą, pewną i stabilną. Mało kto myśli,że im kto twardszy tym więcej miękkości ma w środku i szańcem otoczyć ją musiał.
kto dzwonił? co ci się stało? kto cię czesał? twoja chrześnica? nie odbierasz? słyszałam jak wstałaś, potem poszłaś do łazienki,brałaś coś z szafy,gotowałaś wodę, otwierałaś okno, potem znowu brałas coś z szafy.
przychodzą i męczą, zmuszają do miłości bliźniego a ja bym chciała... w deszczu albo jeździć nocnym pociągiem... a w ogóle to wytępić z twarzy tą wrodzoną naiwność i przede wszystkim - żeby mnie szanowali.
nie mówić przepraszam kiedy wejdę komuś w drogę,w ogóle-oszczędzać to słowo,co najwyżej-uśmiechać się
nie odpisywać ludziom,którym się nie ma ochoty i dokonać serdecznych eutanazji w kilku beznadziejnych przypadkach
nie pozwalać się dotykać chłopcom albo po prostu-dawać im w twarz
***
dlaczego myślę o X ? A dlatego, że on jest taki sam jak ja byłam, jestem, tzn. pozornie ułożony a głęboko zbuntowany. Niby to szlachetne odruchy a ciągnie go do najbardziej zepsutych dziewczyn w okolicy, niby to miła twarz a buty metalowe
***
w obojętności trzeba się ćwiczyć. czasami, kiedy serce ciężko było upilnować wychodziła na przeszpiegi. Najlepiej było w deszczu,wtedy wyłapywała takich jak ona ignorantów, którzy w ścianie deszczu siedzieli na ławce obok przystanku,albo szli spokojnym krokiem z obojętną twarzą. Na witti pachniało świeżą trawą, deszczem, tojami i piwem, czyli młodością,od basów trzęsła się ziemia i tam było najlepiej. Rynek to inna bajka, kraina wzdętych powagą ludzi o czystych butach i twarzach. Przystanki były równie dobre. Na jednym z nich siedziała czekając, bo co jak co, ale intuicję miała rozwiniętą. Podjechał autobus przypadkiem z nim, własnie kiedy zastanawiała się,czy jego też usunąć z pamięci [telefonu] ale przecież byłoby mu przykro. Poznała go po nadmiernie ułożonej fizjonomii, stoickim pół-uśmiechu,którego nie było widać,ale wiedziała,że był dokładnie tam,gdzie być powinien,jak wszystko na nim,wszystko, co przykrywało to, czym był naprawdę,rannym zwierzęciem.
chciała jeszcze z bardzo bliska spojrzeć mu w twarz,chodź namieszam ci w życiu,ale ciągle jeszcze była zbyt miła,a to nie pomaga
w każdym razie uważajcie,żeby nie zesztywnieć na śmierć