środa, 17 maja 2017

sen

Pierwsza jest spółgłoska szczelinowa, sycząca, ledwie przecedzona przez aparat mowy nieśmiało zaczynający śpiewać to piękne imię i zaraz za nią, już z ulgą, dźwięczna, choć skromna, samogłoska miękka rzędu przedniego, dla wszystkich zrozumiała i jasna a wszystko po to,żeby przejść do sedna, podwójnej sonornej, język cofa się po tym śmiałym wystąpieniu i tuli do podniebienia, jakby szukał schronienia,a przecież to najczulsza ze spółgłosek,z nosowym brzmieniem podobnym do mruczenia, intymna,wewnętrzna i zamknięta w sobie przyjemność przedłużona jak można najdłużej aż do tego, co nieuniknione i musi przyjść, aż do wciskającej się,niecierpliwej i rzeczowej, ordynarnie otwartej, odkrytej do nieprzyzwoitości głoski tylnej,prostej jak krzyk wiejskiej kobiety,krótki,zdziwiony,bo zaraz za nim, po raz trzeci, najpiękniejsza z sonornych, happy-end.