czwartek, 26 stycznia 2017

dance dance dance

No promises you're gonna be happy, the Sheep Man had said.
So you gotta dance. Dance so it all keeps spinning. 
[Haruki Murakami]

sobota, 21 stycznia 2017

М

Так вот она говорила, что с желтыми цветами в руках она вышла в тот день, чтобы я наконец ее нашел (...).
(Мастер и Маргарита)

No więc ona mówiła, że wyszła tego dnia z bukietem żółtych kwiatów właśnie po to,
bym ją wreszcie odnalazł (...). 
(Mistrz i Małgorzata)

czwartek, 19 stycznia 2017

andrew

zielony był kolorem przewodnim tego dnia a może tylko moja uwaga była wyostrzona i skupiona na tym mistycznym, niecodziennym, niepokojącym kolorze, trendy kolorystyczne podpowiadają ochrę a haruki murakami przyciąga uwagę, chciałabym pisać tak jak on, to znaczy szczegółowo, starannie, opisując rzeczywistość z iście japońską precyzją i przywiązaniem do detalu, w ogóle staranność jest czymś czego mi zawsze brakowało, za każdym razem kiedy widzę się dokładnie oświetloną ze wszystkich stron odbitą w lustrze załamuję ręce nad stanem mojego ciała, tak nieprzystającego do panujących w centrach handlowych wysokich standardów estetycznych, a jednak ośmielam się raz po raz wracać myślami do chłopca w zielonych spodniach, który mógłby pracować jako model i którego mentalne podobieństwo ze mną uświadomiłam sobie być może za późno, na tylnym siedzeniu autokaru polskiej firmy oferującej przewozy międzynarodowe, za późno czy w sam raz, pytam siebie tocząc samotne walki z niewiarą i rzucając kotwicę w wewnętrznym świecie absurdu, z nieuleczalnym poczuciem odrealnienia, bo kiedy raz się oparło życie na kimś, kogo nie widać niekonsekwencją jest żądanie natychmiastowych i wymiernych dowodów potwierdzających korzystność dokonanego wyboru, chodzę więc po ciemku i w mróz, zgodnie z powziętym przeze mnie planem nie-pięcioletnim a zaledwie czterdziestopięciominutowym, bo choć horyzonty moje znacząco się poszerzyły i nie ograniczają się do granic mojego miasta, kraju czy nawet kontynentu, to przewidzieć jestem w stanie co najwyżej to,że pójdę dzisiaj na badmintona, z kimś kogo już prawdopodobnie niechcący skrzywdziłam, po cichu, a jednak świadomie, to znaczy on skrzywdził siebie a zranić można czasami nie robiąc zupełnie nic kiedy w czyjejś głowie już ruszyła samobójcza maszyna przyczynowa skutkowa, której budowa zaczyna się zwykle od jakiegoś niepozornego, przypadkowego elementu, nic nie znaczącej brakującej śrubki, zbyt długiej pustej godziny, ciepłego,nieświadomego uśmiechu... i jeszcze mogę mniej więcej przewidzieć,co będzie jutro, nowa bierność, która nazywa się studiowaniem, potem dużo chwil spokoju, które wypełnię tak,jak będę chciała. I tu już nie trzeba się bać, tam gdzie jestem sama, jest mi łatwiej, nic mi nie zagraża. I jeszcze facebook, na który trzeba będzie jutro wejść, udając że wszystko jest normalnie, na krawędzi rozczarowania i końca świata powiedzieć sobie: nie,nie boję się, chociaż w mojej głowie z powodu tych głupich literek na ekranie, od rzeczy wymyślonych i pozbawionych emocji, krwi, bilirubiny, oddechu,dźwięku głosu, uciekającego spojrzenia -pomiędzy neuronami w moim zdezorientowanym mózgu wydarzy się coś prawdziwego, prawdziwie chemicznego, i to, czego nie ma, po razy kolejny ukształtuje mój dzień, moje uczucia i samopoczucie, chociaż jesteśmy daleko od siebie i chociaż realny świat wymaga ode mnie innego rodzaju (nie)szczęścia, skrojonego na polską miarę i bardzo konkretnego