czwartek, 30 października 2014

**

Jej pałające spojrzenie trzyma mnie mocno jak w objęciach. Mówi słowa pomieszane ze snami. Zaprasza. Będziesz szczęśliwy, jeśli uwierzysz i zaczepisz swój wózek o gwiazdę. Jest łagodna, kiedy karmi piersią obłoki, ale gdy opuści ją spokój, biegnie nad morze i wyrzuca ramiona w niebo.
W jej oczach widzę, jak u moich ramion stoją dwaj aniołowie: blady, złośliwy anioł Ironii i potężny, miłujący anioł Schizofrenii.
[herbe.]

piątek, 10 października 2014

I

Naiwność jest też formą zaufania - powiedziała J. W pokoju było ciepło i  pachniało chorobą, z szafki wypadały ubrania. Ann skończyła opowieść, była dzisiaj wesoła, zarumieniona i przede wszystkim, świeciły się jej oczy. Dusza, która mieszkała w jej felernym ciele świętowała dziś Wielkie Dionizje, rozpływała się wśród wielkich bogactw i słodkiego wina. Mała, naiwna Ann ze swoja niepojętą zdolnością do regeneracji. Patrząc na nią w tej chwili, ciężko było nie wierzyć w Zmartwychwstanie.

Jest piątek, godzina 16:47. Ann wyciąga rękę spod kołdry ślepo przestawiając budzik w telefonie o 10 kolejnych minut. Cierpliwa melodia na chwilę wyrywa ją z zasłużonego po całym dniu życia letargu. Nagle straszny dźwięk za oknem. Ktoś naciska klakson i trzyma. Wszystkie okna w mieszkaniu są otwarte. Głowa pulsuje od bólu. Ludzie wychylają się z balkonów - co się dzieje. Ktoś zatarasował przejazd. Klakson ciągle hałasuje,zrywa na równe nogi. Pomarańczowe zatyczki do uszu. Cisza, na chwilę cisza. Lustro. Blada, mówią że młodo wyglądająca buzia,skruszony tusz pod oczami,resztki brązowego pudru na kościach policzkowych, który dodaje tej b.uzi dojrzałego, kobiecego wyglądu, puszyste włosy. Buzia, która kiedyś zapalała się na rozmaite sposoby-dziś próbuje być estetyczna. Buzia, która wszystkiego się już nauczyła, tzn umie wyginać się w odpowiednie strony imitując uduchowienie,zainteresowanie,uśmiech.
To prawda,że upadek kobiety zaczyna się z chwilą, kiedy traci swoją nie-winność. I prawda,że winny jest ten, kto niewinności pozbawia, współtowarzysz od przelotnego dotyku, który dla niej był pierwszym, od przypadkowego pocałunku, który okazał się nieodwracalnym.

Od tygodnia myślała tylko o Sierioży. Widziała go co chwilę - wśród studentów pierwszego roku,rowerzystów, małych chłopców, którzy wyglądali tak, jak mógłby wyglądać ich syn,pochodzący z połączenia tych uroczych rudo-blond cech, wreszcie - widziała go obok siebie, kiedy przeglądała się w szybie. Tam zobaczyła, jak bardzo go jej brakuje i że jest niepełna, zagubiona i ma bardzo potargane włosy. Bała się,że zdziwaczeje przez rok. Że on się wystraszy. Albo że znowu z kimś przegra, a to oznaczałoby już tylko szaleństwo. Kochany, dobry Siergiej z za dużym nosem, który gubił skarpetki we wszystkich hotelach i który jeszcze nie wyszedł spod skrzydeł matki. Siergiej, który pocałował ją w rękę po ostatni tańcu, który na nim wymusiła. Ten ładny, pewny siebie chłopak z naiwnie szlachetnym sercem. 
W żaden sposób nie umiała przypomnieć sobie jego twarzy. Pamiętała, jak mrużył oczy i przekrzywiał głowę kiedy patrzył na nią. Pamiętała, jak wyprostowany i z uśmiechem zadowolenia z siebie odpowiedział komuś przy stole: всё ровно, jak dobrze przygotowaną frazę. Pokochali się od razu jak dzieci, jak brat z siostrą, nie mogli pohamować wesołości -  nawet kiedy stali obok siebie bezradnie, zupełnie nie wiedząc, jak się zachować pośród elegancko ubranych ciotek, na parkingu drogiego hotelu, kiedy pan młody nerwowo dopalał papierosa czekając na przyjazd reszty gości. I jeszcze ta jego bezradna, trochę smutna postać w modnej,granatowej marynarce kiedy stał z boku, czekał na swój ostatni ruch i bezkarnie patrzył, a Ann dziękując w pięknych słowach, kłaniając się i uśmiechając podawała rękę wszystkim jego krewnym i znajomym.