"-Daj mi dwie albo trzy marki-powiedziała.-Zjadłam tam coś niecoś.
Dałem jej moją portmonetkę,odeszła z nią i wróciła niebawem. -Teraz mogę jeszcze chwilkę posiedzieć z tobą,potem muszę znów odejść,umówiłam się z kimś. Przeraziłem się. - Z kim? - zapytałem pospiesznie. - Z jednym panem, mój mały. Zaprosił mnie do baru "Odeon". - A ja myślałem,że nie zostawisz mnie samego. -No, to trzeba było mnie zaprosić wcześniej. Ktoś cię ubiegł. Ale dzięki temu zaoszczędzisz dużo pieniędzy. Czy znasz ten lokal "Odeon"? Po północy...tylko szampan. Fotele klubowe,orkiestra murzyńska, szyk!
Tego nie przewidziałem.
- Ach- prosiłem- pozwól,że ja cię zaproszę. - Uważałem to za rzecz oczywistą,zaprzyjaźniliśmy się przecież. -Pozwól się zaprosić,dokąd tylko zechcesz, proszę cię. - To ładnie z twojej strony. Ale widzisz,słowo jest słowem, przyjęłam zaproszenie i pójdę tam. Nie trudź się już! Chodź, wypij jeszcze kropelkę,mamy w butelce jeszcze trochę wina. Wypijesz je, a potem grzecznie pójdziesz do domu i będziesz spał. Przyrzeknij mi to.
(...) Podała mi rękę i dopiero teraz zwróciłem na nią uwagę, ręka,która harmonizowała z jej głosem,piękna i krągła,mądra i dobrotliwa. Dziewczyna śmiała się szyderczo, kiedy całowałem jej rękę.
W ostatniej chwili odwróciła się i dodała: - chcę ci jeszcze coś powiedzieć w sprawie Goethego. Widzisz, tak jak ci się to przydarzyło z Goethem, że nie mogłes znieść jego obrazu, tak i mnie przydarza się to czasem ze świętymi. - Ze świętymi? Taka jesteś pobożna? - Nie,niestety, nie jestem pobożna,ale niegdyś byłam i kiedyś znów będę. Dziś nie ma czasu na pobożność. - Czasu? Czy na to trzeba czasu? - O tak. Na pobożność trzeba czasu,trzeba nawet czegoś więcej:niezależności od czasu! Nie możesz być na serio pobożnym a równocześnie żyć w rzeczywistości i do tego traktować ją poważnie:czas,pieniądze,bar "Odeon" i całą resztę."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz