było tak:
świeciło słońce,właściwie oślepiało i wszystko wydawało się dziecinnie pierwsze i radosne,jak spod zaciśniętych na rzeczywistość powiek
zwabił mnie dźwięk hang drum'u,najwspanialszego na świecie instrumentu,zjawiła się J. w niebieskiem płaszczyku i P. z trzeciej strony świata,jak turysta,jakby chciał pytać o godzinę albo jakby nigdy nie znikał,jakby wszystko działo się nieprzypadkiem i nic nie mogło dziwić,zresztą jego i tak już nie mogło. Staliśmy tak,na pół zadowoleni,to znaczy my-byłyśmy z grubsza bestroskie,ja chciałam stać tak,żeby widziec grającego,P. był nie do poznania. patrzyłam w niego i nie mogłam sobie uświadomić,że juz z nim rozmawiałam,że był kiedys takim przystojnym chłopakiem,studentem geografii,teraz śmierdział wódą,której pił do trzech dziennie,był gruby i posiniaczony,nie żartował,przekilinał,miał takie białe,brudne adidasy i za krótkie dżinsy,(nie wiem,czy tak ich ubierają w noclegowni,kiedy już jest się z tej drugiej strony),mówił,że już po wszystkim,a przecież był rynek i prawie wiosenne słońce a ziomek grał na hang drumie,najpiękniejszym instrumencie świata
http://www.youtube.com/watch?v=RSG7XB4747M
***
potem było tak,jakby chcieli wykorzystać moją chwilową niemożność obrony i mówili do mnie bez końca,kiedy się przebierałam,bo wtedy raczej nie mogłam uciekać,tyle się wydarzyło, śnił się im mój chłopak i moje dziecko,wszystko moje,jakby chcieli sobie wyszarpać chociaż cząstkę,choćby przez sen,a ja byłam o siebie chorobliwie zazdrosna i patrzyłam w ziemię
[a przecież przyjemnie jest być odkrywanym,po stokroć przyjemniej dać się rozebrać niż być obrzydliwym dla świata ekshibicjonistą!]
***
jest równowaga. przeczuwam ją podskórnie w zwykłości rozmów w barze mlecznym i cierpliwości słuchania
coming soon
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz